„Kalendarz Śląski 2004” (przedruk)

Kwartalnik gazety Gminy Bukowsko Nr 1(13) 2008 (Przedruk)

 

 „Kalendarz Śląski 2004” (przedruk)

Dolina rzeki Osławy oddziela położone na wschód od niej Bieszczady od Beskidu Niskiego, ciągnącego się na zachód aż po Tatry. W jego skład wchodzi m.in. Pasmo Bukowicy, biegnące od doliny Osławy ku dolinie Wisłoka, z najwyższym szczytem Tokarnią, liczącą 778 m n.p.m. To tutaj, w Beskidzie Niskim (a nie w Bieszczadach sensu stricto), znajdują się Wola Piotrowa, Wisłoczek i Puławy, trzy wioski zasiedlone przez Zaolziaków (ok. 100 rodzin) pod koniec lat 60. ubiegłego wieku.

Kiedyś te gęsto zaludnione tereny zamieszkiwali Łemkowie, którzy w ramach kontrowersyjnej operacji „Wisła” w 1947 r., będąc postrzegani jako potencjalne zaplecze dla band UPA – podobnie jak Bojkowie w Bieszczadach i Ukraińcy – zostali przesiedleni i rozproszeni na ziemiach zachodnich i północnych Polski, a ich wioski spalone i zrównane z ziemią. Po kilkunastu latach, kiedy czas trochę zagoił rany, a pogorzeliska, pola uprawne, pastwiska i sady zarosły krzewami i chwastami, przystąpiono do ponownego zasiedlania tych terenów. Po dawnych mieszkańcach pozostały już tylko nazwy miejscowe oraz resztki nagrobków na sporadycznie zachowanych w dżungli roślinności cmentarzach.

POCZĄTKI

Wioski trzeba było wybudować od podstaw. Pierwsi osadnicy – obywatele polscy – zjawili się w 1966 r. w Woli Piotrowej: Andrzej Pietroszek i Adam Kupka z Ustronia oraz Karol Kupka z Żukowa Dolnego. Jerzy Wisełka, syn pierwszego sołtysa Woli Piotrowej Andrzeja Wisełki, tak relacjonuje ten pionierski okres:
Pierwsi osadnicy początkowo spali pod namiotami, potem zbudowali taki sobie baraczek. Rano się budzą i patrzd – wszędzie śnieg. Nawiane tak, że nawet drzwi nie mogli otworzyć. Gdy je w końcu otworzyli, to im je przywiało i przez okno musieli wyłazić. Dopiero potem drzwi przerabiali, żeby się do środka otwierały. Duża przestrzeń powodowa(a, że jak wiatr był i śnieg zmiotło, to wszystkie te dolinki zasypywało – tak, że aby dojść do potoka musieli wykopać studnię w śniegu i po drabinie schodzić po wodę. Wszystek prowiant, żywność trzeba było nosić w rękach z Bukowiska. A niektórzy mieli krowy i trzeba było je pokarmić, strawy dowieźć. A drogi de facto nie było.

Po budynkach gospodarczych – dla dobytku, ale posiadających też pomieszczenie mieszkalne dla rodzin – przyszła więc kolej na drogi, mosty, ujęcia wody pitnej i elektryfikację wsi. Czekało też dalsze niełatwe zadanie: kilkuletnie karczowanie pastwisk, niwelowanie, meliorowanie. No i budowa domów.

Praca od rana do nocy, wytrwałość, obowiązkowość, liczne wyrzeczenia, wzajemna pomoc przyniosły swe rezultaty. Po kilku latach wioski „stanęły na nogach”.

WOLA PIOTROWA

Wola Piotrowa przysiadła na wschodnim zboczu Pasma Bukowicy, stąd najbliżej do Bieszczad, gdyż od Osławy dzieli ją zaledwie 6 km, od Ustrzyk Górnych drogą 88 km. Najbliższe okolice są tu mniej górzyste, lekko tylko pofałdowane.

Typ zabudowy bardziej przypomina Zaolzie, domy mieszkalne, oddzielone od gospodarczych, często mają kształt popularnej w latach 60. czy 70. „kostki”. Z tym jednak, że gdyby te tutejsze nazwać kostkami, to nasze „kostki” trzeba by zwać kosteczkami – wszystko jest tutaj większe i masywniejsze. Przed domami zadbane ogrody.
Tu mieliśmy spokój z nadzorem budowlanym, nie ma jakichś tam kolaudacji, jak w Czechach – wzmiankuje pochodzący z Ustronia Jerzy Wisełka. – Jak kto wybudował, tak ma. Dzisiaj trochę przepisy się zmieniają i takiej samowolki już nie ma, chociaż gdyby ścianę pocisło o dwa metry w tą, czy w tamtą stronę, to nic się nie dzieje.
Wola Piotrowa jest największą z trzech zasiedlonych przez naszych rodaków wiosek, liczy ponad 60 numerów i około 350 mieszkańców. Jerzy Wisełka wymieniając nazwiska osadników stara się o nikim nie zapomnieć: Wigłasz, Wałoszek, Byrt (Sucha), Kotajny (Olbrachcice), Śliwka, Folwarczny (Ĺťuków), Pyszko (Niebory), Brózda (Końska), Czyż (Wisła), Urbaniec (Hażlach), Łupieżowiec (Cisownica), Kupka, Wisełka, Gabryś (Ustroń), Jursa (Sibica), Kupka (Cieszyn).

Wcześniej założone gospodarstwa istnieją do dziś – mówi J. Wisełka. – Niektórzy osiągnęli wiek emerytalny i przepisali gospodarkę na kogoś z młodych. W 1974 roku założono tu spółdzielnię, jednak nie wszyscy do niej przystąpili. Choć patrząc z punktu ekonomii, taka spółdzielnia miałaby dzisiaj rację bytu. Jeśli chodzi o młodych – pracy praktycznie w naszym regionie nie ma, niektórzy się pożenili i poszli gdzieś za mężem czy za żoną, dużo ludzi od nas pracuje i mieszka w Sanoku lub Krośnie. A ludzi w wieku produkcyjnym niesamowicie przybyło. Póki był ogrom roboty, to każdy się raczej trzymał przy tatach, ale potem, jak się to już troszeczkę ustabilizowało, to trzeba było szukać jakiegoś źródła utrzymania. Bo jeśli, na przykład, ktoś się ożenił, to nie będą z 8 lub 70 hektarów dwie rodziny żyły, więc musieli automatycznie szukać jakiejś pracy. Zresztą kiedyś nie byto problemu z pracą. Dzisiaj to trochę inaczej wygląda, ludzie by chcieli pracować, a pracy nie mają.
We wszystkich trzech wioskach stanęły domy modlitwy. Pierwszy w Woli Piotrowej w 1984 r., – jako replika budynku Kościoła Braterskiego w Suchej Górnej. W 1981 r. mieszkańcy enklawy zarejestrowali Ewangeliczną Wspólnotę Zielonoświątkową (wcześniej wchodzili w skład Związku Ewangelicznych Chrześcijan), ze zborami w poszczególnych wioskach i dalszymi w Sanoku i Gorlicach.

 

Kwartalnik gazety Gminy Bukowsko Nr 1(13) 2008 (Przedruk)

Wola Piotrowa

to malownicza miejscowość położo­na w gminie Bukowsko, w województwie podkarpackim. Założona została w pierw­szej połowie XVI wieku na stoku lesistego pasma Bukowicy. Najstarsze wzmianki o wiosce sięgają 1526 roku (Pyothrowa Wolya). Pierwszy kościół rzymskokatolicki powstał w 1550 roku i należał do parafii łacińskiej w Nowotańcu, następnie do pa­rafii w Bukowsku (rozebrany w 1903 r). W 1552 roku w Woli Piotrowej było 17 rodzin. W 1898 roku zamieszkiwało w niej 335 mieszkańców, natomiast w 1936 roku wieś liczyła już 457 mieszkańców, w większości wyznania greckokatolickiego. Po 1944 roku nastąpiły pierwsze wyjazdy mieszkańców na Ukrainę. Działalność UPA spowodo­wała reakcję ówczesnych władz polskich i wysiedlenia na tzw. ziemie odzyskane. Po zakończeniu „Akcji Wisła”, w 1947 roku wieś praktycznie przestała istnieć. Pozo­stawione zabudowania rozebrano i prze­niesiono do okolicznych wiosek spalonych przez bandy. Po latach, kiedy pogorzeliska, sady i pastwiska zarosły krzakami rozpo­częto zasiedlanie tych terenów. Rozpoczę­ły się pierwsze rekonesansowe wizyty na terenach Beskidu Niskiego. Uczestniczyli w nich również Polacy ze Śląska Cieszyń­skiego i Zaolzia, którzy byli zainteresowani przesiedleniem. Rozpoczęli wówczas po­szukiwanie najkorzystniejszego dla siebie miejsca, gdzie mogliby się osiedlić. Naj­bardziej zaangażowany w ten proces był Adam Kupka, który tak wspominał tamte czasy: „Na mnie padł wybór, abym się tym zajął. Odpowiedniej wioski szukałem 4 lata. Jeździłem na wskazane mi miejsca, ale nie odpowiadały one naszym ocze­kiwaniom. My chcieliśmy się osiedlić w miejscu gdzie jeszcze nikt nie mieszka. W proponowanych miejscowościach byli już pojedynczy osadnicy. W czasie kolejnego pobytu w Sanoku dowiedziałem się, że w najbliższym czasie rozpocznie się rozmierzanie Woli Piotrowej. Po wizji lokalnej na miejscu podjęliśmy decyzję: tak ta miejsco­wość nam odpowiada i spełnia nasze ocze­kiwania. Poinformowaliśmy o tym Bank Rolny i poprosiliśmy o rezerwację dla nas całej wioski.”

Wprawdzie w Ustroniu nikt nie traktował poważnie wiadomości, iż Adam Kupka i Andrzej Wisełka wyjeżdżają w Bieszczady, bowiem nikt rozsądny nie opuszcza domu, pracy i wygodnego życia na rzecz wyjazdu w nieznane, pozbawione dróg, elektrycz­ności i innych wygód miejsce, aby zaczy­nać wszystko od nowa. Jednak znaleźli się śmiałkowie i mimo ogólnego zdziwienia mieszkańców Ustronia, jesienią 1966 roku Adam Kupka, Karol Kupka i Andrzej Pietroszek z rodzinami wyruszyli w kierunku Beskidu Niskiego. Traktorem z przyczepą załadowaną materiałami budowlanymi i narzędziami oraz jednym samochodem osobowym wyruszyli w nieznane. Adam Kupka wspominał: „Jechaliśmy na miejsce 4 dni. Po drodze nie omijały nas awarie po­jazdów. (…) Po drodze spaliśmy w namio­tach. Wreszcie dojechaliśmy do Bukowska, skąd do Woli Piotrowej była już tylko polna droga. Zaczął padać deszcz i jazda trakto­rem była coraz trudniejsza, aż traktor utknął w błotnistej mazi.(…) Dojechaliśmy do celu i pod rozłożystymi lipami, które rosną tu do dnia dzisiejszego rozbiliśmy namioty.(„.) Mieszkaliśmy w namiotach a pogoda była różna. Bardzo często padał deszcz, czasami tak mocno, ze namiot przemakał. Przystą­piliśmy do budowy z materiału przywie­zionego z Ustronia małego baraczku. Trze­ba się było bardzo śpieszyć, bo zbliżały się jesienne słoty i chłody. Kiedy go wybudo­waliśmy stał się naszym pierwszym trwa­łym domem. Po pierwszej nocy, jaką w nim spędziliśmy wyglądamy przez okno. Na zewnątrz leżała gruba warstwa świeże­go śniegu, a namioty były całkowicie za­sypane. Tak to Pan Bóg nas uchronił.” W tak prymitywnych warunkach przetrwali mroźną i śnieżną zimę 1966/1967. Wiosną przyjechali kolejni osadnicy z rodzinami, byli to: Andrzej Wisełka, Jan Gabryś, Pa­weł Śliwka. Podobnie, jak pierwsi osadnicy mieszkali w tymczasowych .barakach, z których jeden zwany hotelem robotniczym służył za mieszkanie wszystkim tym, któ­rzy przyjeżdżali, aby pomóc swoim krew­nym. Z pomocą śpieszyli również sąsiedzi, szczególnie wtedy, gdy do realizacji jakie­goś zadania potrzebna była większa ilość rąk do pracy. Zagospodarowanie wsi było­by niemożliwe, gdyby nie zaangażowanie

Rudolf Brózda i Józef Byrtek. Bezpłatnie, w ramach pomocy sąsiedzkiej nadzorowali oni prowadzone prace budowlane. W ten sposób, wspólnymi siłami rozpoczęto bu­dowę budynków gospodarczych i miesz­kalnych. Wielką pomocą dla osadników były niskooprocentowane kredyty oraz do­tacja państwowa do usług transportowych i polowych, świadczonych przez POM w Sanoku, a później także przez SKR w Bukowsku. Dotacja początkowo wynosiła 50% wartości świadczonych usług, a pod koniec wzrosła do 75%. Problemem w dal­szym ciągu pozostawała droga z Bukowska do Woli Piotrowej, zwana wówczas goś­cińcem, która w okresie opadów deszczu wyglądała jak jedno wielkie bajoro. Droga przez wieś w ogóle nie istniała. Ówczesne władze powiatowe, widząc zapał i zaanga­żowanie nowych osadników, zdecydowały o budowie drogi przez Wolę Piotrową. Aby to zrealizować konieczna była naprawa ist­niejącej już drogi z Bukowska. Nie było to łatwe, ale po interwencji Andrzeja Wisełki w Urzędzie Wojewódzkim w Rzeszowie przekazano środki na remont drogi z Bu­kowska do Woli Piotrowej i pod koniec lata, w 1967 roku dojazd do wsi był już możliwy. Sprzyjająca aura pozwoliła rów­nież na dokończenie budowy drogi przez wieś. Tak więc dzięki rodzinom osadników przybyłych ze Śląska Cieszyńskiego i Zaolzia, leżącego w byłej Czechosłowacji, następowało odra­dzanie i rozwój Woli Piotrowej. Nie było im łatwo zmagać się z przeciwnościami dnia codziennego i trudnościami, które ciągle narastały. Ponadto surowy klimat, górzy­sty teren i zakrzaczone pola nie sprzyjały nowym mieszkańcom, a rzeczywistość wydawała się jeszcze ciemniejsza. Jednak w miarę upływu czasu i przy wzmożonym wysiłku mieszkańców wioski i gminy udało się wiele zrobić. Mieszkańcy Woli Piotrowej w 1967 roku mogli cieszyć się elektrycznością, dokładnie l listopada za­świeciła pierwsza żarówka. W 1970 roku wybudowana została linia telefoniczna i zainstalowany pierwszy telefon. Tamte trudne czasy tak wspominał Jerzy Wisełka: „Najtrudniejsze było to, że jeszcze się budo­wało, a już prowadziło gospodarkę. Patrząc na to z perspektywy czasu uważam, że był to błąd moich rodziców. Taka gospodarka nie była zbyt efektywna i bardzo mocno absorbowała siły. Pierwsze lata naszego pobytu w Woli Piotrowej utkwiły mi w pamięci z tego, że nie było u nas wróbli i ja­skółek. Były natomiast roje much i innych owadów, które dokuczały naszym krowom i koniom”. Prawie wszyscy osadnicy bory­kali się z problemem braku wiedzy rolni­czej. Tu przecież po raz pierwszy zetknęli się z pracą na roli i to na tak niekorzystnym terenie. Jednak nie było dla nich rzeczy nie­możliwych, wiedzę fachową zdobywali z literatury. W krótkim czasie okazało się, że ich gospodarstwa prowadzone były wzo­rowo, a uzyskiwane plony przewyższały nawet oczekiwania mieszkańców. Jerzy Wisełka, syn Andrzeja Wisełki – człowie­ka cieszącego się szczególnym uznaniem i zaufaniem mieszkańców Woli Piotrowej tak wspominał tamte pionierskie lata: „Jak patrzę w przeszłość, to jestem pełen podzi­wu dla decyzji jaką podjęli moi rodzice. Jestem teraz w tym wieku jak mój ojciec, kiedy razem z mamą przyjechali do Woli Piotrowej, gdzie nie było niczego. Wszyst­ko trzeba było zaczynać od nowa. Budo­wać dom, drogę, instalować telefon. Gdyby mi dziś przyszło podjąć decyzję, taką jak mój ojciec, to chyba bym jej nie podjął. Nie dlatego, że nie byłem jej zwolennikiem, ale patrząc na te początki jestem świadom tego, jak wiele musiał on w tym czasie włożyć pracy fizycznej i jakim to było okupione wyrzeczeniami.  Świadom jestem tego, jak nie łatwa to była decyzja. Patrząc dzisiaj na to z perspektywy czasu, uważam, że była to decyzja heroiczna”.

Mieszkańcy Woli Piotrowej kontynuowali dzieło tworzenia rozpoczęte przez rodzi­ców poprzez ciągły rozwój i modernizację wsi. W roku 1969 Wola Piotrowa uzyskała prawa sołectwa, a pierwszym sołtysem wy­brany został pan Andrzej Wisełka, który tę funkcję piastował przez ponad 25 lat. Po nim obowiązki te przejął – syn Jerzy Wi­sełka, a później kolejno Jan Krzok – senior, Jan Krzok-junior, a obecnie obowiązki te pełni Jan Hołomek. W latach 1974 – 1975 zostały zmeliorowane pola i wybudowany wodociąg wiejski, w 1975 roku powsta­ła Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna, w latach 1991 – 1992 doprowadzony został gaz, a w 1999 roku zakończono telefoniza­cję wsi. Dziś mieszkańcy Woli Piotrowej z zapałem i zaangażowaniem dbają także o wykorzystanie sprzyjających warunków i nieskażonej przyrody, tworząc gospodar­stwa agroturystyczne, których jest obecnie 5, prowadzone są przez: Martę Byrtek, Danutę Łupieżowiec, Wierę Łupieżowiec, Małgorzatę Hrycek i Martę Wałoszek. Ponadto we wsi istnieje 13 gospodarstw rolnych o intensywnej produkcji ze szcze­gólnym nastawieniem na produkcję mleka. Na terenie Woli Piotrowej działają również firmy handlowo – usługowe :

– „Arabut” – Marka Kupki – świadcząca usługi remontowo-budowlane

– „Proart” – Doroty Kupki – świadcząca usługi pralnicze

– „Agroserwis” – Piotra Wisełki – prowa­dząca sprzedaż pasz i dodatków, wypoży­czalnię skuterów, a w przyszłości quadów.

– „Spoidrew” – Piotra Śniegonia – prowa­dząca wyrób mebli z drewna twardego”-

– „Medan” – Daniela Śniegonia – produkują­ca meble z MDF (kuchnie, zabudowa ścian)

We wsi działa Ewangeliczna Wspólnota Zie­lonoświątkowa, która została zalegalizowa­na w 1981 roku, a w 1984 roku oddano do użytku Dom Modlitwy. Obecnie wspólnota liczy 500 wiernych skupionych w 6 zborach i dwóch placówkach. Prezbiterem naczel­nym jest brat Tadeusz Krzok. W 2006 roku mieszkańcy Woli Piotrowej obchodzili jubi­leusz 40-lecia osadnictwa, który upamiętni­ły dwa nowe przystanki autobusowe, łączą­ce historię i współczesność, tworząc galerię plenerową „Przystanek Galeria”. Po daw­nych latach pozostały jedynie wspomnienia i podziw dla odwagi, pracowitości i hartu ducha pierwszych osadników. To dzięki ich uporowi i determinacji dziś mogą tu godnie żyć i pracować kolejne pokolenia. Idąc przez wieś widzimy ładne domy, zadbane obejścia, ogródki pełne kwiatów, a przede wszyst­kim dobrych, uśmiechniętych i życzliwych mieszkańców, którzy w dalszym ciągu dba­ją o swoją miejscowość. W przyszłości za­mierzają wykonać kanalizację, a następnie wybudować przydrożne chodniki.

Na podstawie „Pamiętnika Ustrońskiego”, autorstwa Michała Pilcha oraz informacji otrzy­manych od p. Jerzego Wiselki i Jana Holomka.”

Renata Preisner-Rakoczy

Zgoda buduje

Dnia 4 marca 2008 roku wspólnie z pa­nem Janem Gabrysiom gościliśmy w domu pana Jana Krzoka w Woli Piotrowej. Oczy­wiście nie był to przypadek, bowiem pan Gabryś jest zarówno sąsiadem, jak i bli­skim współpracownikiem pana Krzoka. Podczas rozmowy wiele dowiedziałem się o ich życiu, rodzinach, pracy zawodowej, planach na przyszłość obydwu rodzin i tym chciałbym podzielić się z czytelnikami. Jan Krzok z żoną Anną wychowują trójkę dzieci. Najstarszy syn – Piotr jest studen­tem pierwszego roku WSIiZ w Rzeszowie, córka Monika jest uczennicą drugiej klasy I LO w Sanoku i najmłodszy syn Damian jest uczniem drugiej klasy Gimnazjum w Bukowsku. Natomiast Jan Gabryś z żoną Lidią mają dwie córki: Adrianę – uczennicę pierwszej klasy Gimnazjum w Bukowsku i Martynę -uczennicę czwartej klasy Szkoły Podstawowej w Bukowsku oraz syna Erne­sta, pierwszoklasistę. Od wiosny 1994 roku te dwie rodziny (jeszcze w nieco mniejszym składzie) wspólnie prowadzą gospodarstwo rolne. Pomysł na takie rozwiązanie zrodził się przypadkowo, podczas sąsiedzkiej roz­mowy. Niewątpliwie na taką właśnie decy­zję miało wpływ kilka czynników przema­wiających „za”, min.: zmiany polityczne w Polsce, brak rąk do pracy, trudna sytuacja materialna … i pomysł na życie. Na począ­tek te dwie nie spokrewnione ze sobą rodzi­ny, podjęły współpracę z POZH w Sanoku, zajmując się odchowem cieląt. Z czasem jednak to przedsięwzięcie stało się nieopła­calne i wówczas wybór padł na chów krów mlecznych. Jak to w życiu bywa i tu począt­ki były bardzo trudne. W jakimś stopniu obrazuje to roczna produkcja mleka wy­nosząca 46.254 litry w 1996 roku, 124.213 litrów w 2001 roku, a już 221.476 litrów w 2006 roku. Łatwo tu wymienić te liczby, ale znacznie trudniej było je uzyskać. Na efek­ty złożyła się ciężka praca od rana do nocy „kwartetu na osiem rąk”, a także odważne korzystanie ze środków pomocowych. Naj­pierw skorzystali z pilotażowego programu rolno-środowiskowego, później jako jedni z pierwszych z programu SAPARD, na­stępnie dwukrotnie korzystali z programu inwestycyjnego ogólnorozwojowego na za­kup maszyn i sprzętu. Dzięki kredytowi dla „Młodego rolnika” w 2002 roku zakupili obiekty po rozwiązanej RSP w Woli Pio-trowej. Dziś gospodarstwo użytkuje 30 ha. ziemi wniesionej przez współwłaścicieli i 27 ha dzierżawy, z czego tylko 9 ha stanowią grunty orne, 2 ha zajmuje las, pozostały areał to łąki i pastwiska. Posiadany zasób ziemi wystarcza jedynie do wyprodukowa­nia potrzebnej ilości kiszonki (w silosach), a gotowe mieszanki dla krów mlecznych kupowane są w firmie „Dossche”, zaś pre­paraty mlekozastępcze dla cieląt w firmie „Sano”. Gospodarstwo współpracuje także z OSM w Sanoku, a Polska Federacja Ho­dowców Bydła i Producentów Mleka w Olsztynie prowadzi odpłatne comiesięczne badania i sporządza wyniki użytkowości mlecznej krów. Utrzymywane stado rasy simentalskiej (w przewadze) i czerwono-białej, liczy 50 krów mlecznych oraz 22 sztuki jałówek i cieląt. Bydło trzymane jest w oborze wolno stanowiskowej, a udój od­bywa się w hali udojowej typu „rybia ość”, dwurzędowej po cztery stanowiska. Średnia wydajność z obory od sztuki w stosunku rocznym wynosi 6.260 litrów, przy śred­niej wojewódzkiej 5.098 litrów, a roczna produkcja mleka w gospodarstwie w 2007 roku osiągnęła 270.000 litrów. Rekordzistka stada szczyci się wynikiem 8.474 litry rocz­nie. Obecnie pracę w gospodarstwie znacz­nie ułatwia mechanizacja w zbiorze traw i produkcji kiszonek, usuwania odchodów z obory i wywozu obornika na pola, dojenia, a także program komputerowy ułatwiający bieżące samodzielne księgowanie docho­dów i wydatków. Dzięki mechanizacji prac, dwie osoby są w stanie wykonać codzienne obowiązki w oborze (usuwanie obornika, zadawanie pasz, dojenie), poświęcając na to średnio od dwóch do trzech godzin, łącznie z odstawieniem mleka do zlewni w Bukowsku. Ciekawym rozwiązaniem w organizacji pracy jest to, że w/w czynności na przemian wykonuje jedna z rodzin. Pozostały czas od śniadania do obiadu (z wyjątkiem sobót i niedziel), przeznaczony jest już na wspólne wykonywanie prac polowych, gospodar­czych, remontowych, natomiast zimą na do­wożenie kiszonki i inne bieżące czynności. Dobra organizacja pracy plus usprzętowienie gospodarstwa stwarza możliwości wy­jazdów rodzinnych na wczasy, z zachowa­niem ciągłości produkcji. Gospodarstwo jest płatnikiem podatku VAT i jak przystało na firmę, pracownicy otrzymują comiesięczne pobory. Każdorazowo ustalana jest ich wy­sokość, po sporządzeniu bilansu miesięcz­nego i wydzieleniu niezbędnych środków do dalszego funkcjonowania gospodarstwa (inwestycje, nawozy, paliwo, opłaty, remon­ty, itp.). Z kolei wypłaty przeznaczane są na utrzymanie prywatnych domów mieszkal­nych, kształcenie dzieci, utrzymanie samo­chodów, bieżące zakupy, opłaty za media,… a także wyjazdy na wczasy. Na postawione przeze mnie pytanie:„Czy są zadowoleni z pracy u siebie” otrzymałem potwierdzającą odpowiedź „tak”. Nie bez znaczenia jest tu panująca atmosfera wzajemnego zrozu­mienia, dobrej współpracy, przyjacielskich stosunków, które „budują” to gospodarstwo. Sprawdza się tu stara zasada „Kochajmy się jak bracia, liczmy się jak Żydzi”, albo „Zgo­da buduje, niezgoda rujnuje”. Mimo tego zadowolenia plany na przyszłość nie są już tak optymistyczne. Między innymi coraz bardziej odczuwany brak sił do pracy, czy brak możliwości dokupienia ziemi, decydu­ją o utrzymaniu gospodarstwa na obecnym poziomie. Cena mleka w skupie także nie jest zadawalająca w odniesieniu do stale rosnących cen nawozów, paliwa, maszyn, mieszanek, itp. Był czas, kiedy za cenę jednego litra mleka można było kupić dwa litry oleju napędowego, obecnie na jeden litr paliwa potrzeba aż cztery litry mleka. Co do „następców”, zdaniem rodziców, dzieci powinny rozwijać swoje talenty, a jeżeli w przyszłości zawód rolnika znajdzie się w kręgu ich zainteresowań, będą mogły go realizować. Życzę więc obydwu rodzinom!! sukcesów i zadowolenia w życiu prywatnym i zawodowym

Henryk Pałuk,