Nazywam się Robert, mam 30 lat.

Moje życie było bardzo złe, od najmłodszych lat służyłem szatanowi, który, tak szybko pokazał mi świat, który mnie otacza.

Mam troje rodzeństwa oraz oboje rodziców. Niestety mój ojciec odkąd pamiętam, zawsze był alkoholikiem, a w chwili obecnej przebywa w szpitalu na gruźlicę. Rozeszli się z mamą a cała moja rodzina rozpadła się i każdy poszedł w swoją stronę. Ja mając osiem lat zacząłem zadawać się z ludźmi starszymi ode mnie, nauczyłem się palić i pić alkohol, oraz okradać ludzi. W wieku dwunastu lat zostałem rozpoznany i policja zabrała mnie ze szkoły pod zarzutem włamania do sklepu, skończyło się sprawą w sądzie i dostałem nadzór zaostrzony przez rodziców, co trzy miesiące pisali ankiety do sądu o moim zachowaniu. Mimo tego, moje życie toczyło się dalej w tych samych kręgach, coraz więcej piłem alkoholu, zacząłem próbować narkotyków. Kiedy skończyłem szkołę podstawową, próbowałem nauki w innych szkołach, lecz już diabeł tak mnie prowadził, że w żadnej szkole nie zostawałem długo. W roku 1998 poszedłem do wojska, tam całkowicie spodobało mi się picie i napadanie oraz okradanie ludzi. Poczułem się całkiem bezkarny, a moje zachowanie stawało się coraz gorsze. Kiedyś pamiętam jak po śmierci babci powiedziałem, że Boga niema, że nie wierzę w Niego, dostałem po twarzy od mamy. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że Pan czeka aż ja przyjdę do Niego z prośbą o wybaczenie. Po wyjściu z wojska, na początku 2000 roku, poznałem dziewczynę, ale w lutym 2000 r. trafiłem do Aresztu Śledczego za napad, włamanie i kradzież. Zostałem skazany na 4 lata i 2 miesiące pozbawienia wolności. Podczas mojego pobytu w ZK urodził się mój syn, ale nie chciałem go widzieć. Ja miałem plany po wyjściu, dalej żyć w tym świecie, robić dalej to co robiłem przed trafieniem do ZK. Moje zachowanie zamiast ulec poprawie, byłem jeszcze gorszy. Kiedy wyszedłem z więzienia, pojechałem do syna oraz jego matki. Zostałem tam, chciałem sam ułożyć sobie życie. Myślałem, mam syna i kobietę, którą kocham, co mi więcej trzeba, ale nie było Boga. Bardzo szybko trafiłem do kolegów z przeszłości, dalej piłem, zacząłem znowu kraść. Kiedy pobiłem sąsiada, zostałem zatrzymany przez policję. Na wolności byłem 22 miesiące, w tym czasie urodziła nam się córeczka, ale mnie zamknęli kiedy miała 10 miesięcy. Był pierwszy luty 2005 roku, podczas zatrzymania zażyłem dużą ilość tabletek psychotropowych i trafiłem nieprzytomny do szpitala na odtrucie. Kiedy doszedłem do siebie byłem już w areszcie śledczym. W maju 2005 roku na mojej drodze Pan postawił ludzi, którzy zaprosili mnie na spotkanie. Byli to ludzie z kościoła zielonoświątkowego. Pamiętam jak pani Bożenka zaczęła mówić mi, że Pan Jezus umarł na krzyżu za moje grzechy, że jak szczerze poproszę i wyznam przed Nim swoje grzechy, On mi wybaczy. Zaczęła modlić się językami. Pomyślałem, co ta kobieta wyprawia, czekałem aż skończy się to spotkanie, aby jak najszybciej uciec od tych ludzi. Nie chodziłem na spotkania przez prawie rok, uważałem, że jak Bóg może wybaczyć to wszystko co zrobiłem. Po roku mojego pobytu w areszcie śledczym, odeszła ode mnie „konkubina”, z którą mam dwoje dzieci. Pomyślałem, że nie mam poco żyć, chciałem odebrać sobie życie. Zażyłem tabletki na rozluźnienie mięśni. Było to tak dużo leków, że jak dowieziono mnie do szpitala, byłem reanimowany i nie pamiętam nic. Kiedy się ocknąłem, miałem podłączoną aparaturę, oraz pełno kroplówek. Pielęgniarka, która mnie już znała, zaczęła krzyczeć – co robisz, masz małe dzieci, masz dla kogo żyć. Pomyślałem wtedy, Bóg mi nie pozwolił umrzeć bo przecież po coś się narodziłem, ale szybko o tym zapomniałem. Teraz wiem, że w moim sercu zakiełkowało ziarenko, które zasiała pani Bożenka. Doszedłem do siebie, a w moim życiu znowu pojawiło się zło, jakie mnie otaczało i którego częścią byłem ja. Poznałam inną dziewczynę, zacząłem układać sobie życie, ale z ZK w Lublinie zostałem przetransportowany do ZK w Łupkowie. Za moje przestępstwa po trzech latach pobytu w areszcie zostałem skazany na pięć lat i osiem miesięcy pozbawienia wolności. W 2008 roku z ZK w Łupkowie zostałem przewieziony di OZ w Moszczańcu. Tutaj spotkałem Maćka i Piotrka, którzy powiedzieli mi o Jezusie i że przyjeżdżają tutaj bracia ze zboru, że są spotkania. Poszedłem na to spotkanie, był to październik 2008r. Zacząłem słuchać, że Pan Jezus oddał swoje życie, umarł na Krzyżu za mnie, za nas wszystkich, że swoja świętą krwią obmyje mnie z wszystkich grzechów. Uwierzyłem, że Pan Jezus zmartwychwstał, że żyje, że jeżeli szczerze uwierzę On da mi wszystko, bo On ma dla mnie plan na życie. Przyjąłem Pana Jezusa do serca, wtedy na tym spotkaniu. Zacząłem się modlić i wtedy zapomniałem, że nie ma nikogo kto może być ważniejszy od Pana. Modląc się prosiłem „Panie, Ty nie pozwól aby Kasia ode mnie odeszła, bo ja bez niej nie przeżyję”. Któregoś dnia Kasia odeszła ode mnie, a ja pomyślałem: „ I co Boże, zaufałem Ci a ty mi nie pomogłeś!” Był to grudzień 2008 roku, nie poszedłem na dwa lub trzy spotkania, chociaż później za każdym razem żałowałem. Modliłem się i prosiłem: „Panie, pomóż mi to przetrwać, nie pozwól mi znowu cierpieć”. Mój smutek odszedł bardzo szybko. Któregoś dnia przyszedł do mnie Piotrek powiedział mi: „ Robert, wiem co czujesz, ale zaufaj Panu, On ma dla Ciebie plan, oddaj swoje życie w ręce Pana, a zobaczysz, że da ci to co dobre”. W nocy, gdy się modliłem powiedziałem: „Panie, Tobie oddaję moje dalsze życie na ziemi. Ty prowadź mnie tak, jak to masz dla mnie zaplanowane”. Kiedy już zasnąłem, gdzieś we śnie zacząłem wyznawać swoje grzechy, obudziłem się, a moje serce – czułem – jakby miało za chwilę wybuchnąć, wyznawałem swoje grzechy przed Panem i płakałem jak małe dziecko. Bardzo długo wyznawałem swoje grzechy, wtedy była to naprawdę szczera rozmowa z Panem Jezusem. Poczułem się dotknięty przez Pana, to On sprawił, że przypomniały mi się grzechy nawet z najmłodszych lat. Zacząłem chodzić na spotkania i za każdym razem czułem i czuję wspaniałą obecność Pana. Gdy tylko pomyślę o Panu Jezusie czuję cudowna radość. Już nic nie robię od tamtego momentu na własną rękę. Pan pozwolił na to, abym 1 marca 2009 roku pojechał do zboru w Woli Piotrowej i był tam, gdy bracia przyjmowali chrzest wodny. Podczas nabożeństwa czułem miłość Bożą, jaką jest napełnione to miejsce. Gdy wróciłem z każdym chciałem rozmawiać, mówiłem o Panu Jezusie, który tak nas kocha, który zrobił dla nas tak wiele. Wiem, że Pan bardzo działa w moim życiu, przepraszam ludzi, których skrzywdziłem. Pan daje mi zdrowie oraz radość z każdego dnia, nawet, że jestem w więzieniu, cieszę się z tego, wiem że Pan to sprawił, że trafiłem aż do Moszczańca, gdzie spotkałem chrześcijan. To tutaj Pan Jezus podniósł mnie z tego bagna, w którym taplałam się przez tyle lat. To Jezus dał mi to wszystko, co mnie spotyka w każdym dniu. To Pan sprawił, że 25 kwietnia 2009 roku w tutejszej jednostce odwiedził nas Brat Piotr Stępniak, który dał nam świadectwo jak Pan go zmienił, następnego dnia w Woli Piotrowej rozmawiałem z Piotrem który jeździ po takich miejscach, gdzie naprawdę potrzeba mówić ludziom o Bogu. W ten dzień chciałem napisać o tym jak Pan zmienia mnie i pomyślałem o tym aby wysłać to mamie, ale cóż, nie mam kartek, poszedłem na inną celę, nigdy wcześniej nikomu tam nie mówiłem o Jezusie. I co? Zacząłem tym ludziom którzy tam byli mówić moje świadectwo, a przecież poszedłem tylko po kartki. Ale to Pan sprawił, że tam poszedłem gdyż, jak byłem w Woli Piotrowej, bracia mówili Swoje świadectwa o tym jak Pan zmienił ich i ich życie, ja nie wyszedłem i nie powiedziałem swojego świadectwa, bo zabrakło mi odwagi przed tyloma ludźmi mam stanąć, pomyślałem, że nie dam rady, zatnę się, i co? Po powrocie poszedłem do ludzi których nie znam, do recydywistów, którzy mogli powiedzieć – gościu wyjdź stąd, ale nie, oni wszyscy słuchali mnie z zaciekawieniem, jak mówiłem co Pan robi w moim życiu, jakie wspaniałe życie mi daje, wieczne życie razem z nim, kiedyś myślałem jak taki człowiek może być zbawiony i żyć wiecznie za to wszystko co uczyniłem w życiu, ale teraz wiem, że Pan wybacza i że wybaczył mi to wszystko. Chwała Ci Panie Jezu, że postawiłeś na mojej drodze Chrześcijan, że Panie Ty dotknąłeś mojego serca. Nie wyobrażam sobie życia bez Jezusa, żyję dla Niego. Wierzę że Pan zmienia serca ludzi nie tylko takich jak ja. Pan Jezus stawia na mej drodze ludzi, którzy nie wiedzą o Panu, lecz wiem, że ja mogę im mówić i robię to. Pragnę podziękować Panu za Panią Bożenkę. Ona zasiała to ziarno w moim sercu, które teraz dzięki Jezusowi, który postawił na mej drodze Maćka i Piotrka, zakwitło i zaowocowało. Byłem złym człowiekiem ale Pan zmienia, ma wspaniałą siłę i dziękuję Jezusowi co dzień za Jego miłość i cierpliwość do mnie. Amen

Dziękuję

Chwała Bogu, że okazał mi cierpliwość i przywiódł mnie do upamiętania!

Na imię mam Piotrek, zostałem wychowany przez rodziców w religii katolickiej, z której starałem się czerpać korzyści. Gdy byłem ministrantem, zawsze wychodziłem z kościoła ostatni, gdyż to dawało okazję do kradzieży pieniędzy ze skarbonki. Religię traktowałem jak rzecz oczywistą, robiłem to, czego ode mnie oczekiwano nie rozumiejąc tego. Będąc ministrantem nie chodziłem do kościoła dla Boga, tylko ze względu na pieniądze, które zazwyczaj udawało mi się ukraść. W wieku 13 lat po raz pierwszy okradłem sklep. W tym czasie paliłem już i uczyłem się pić alkohol. Jeśli chodzi o kradzieże, nie miałem żadnych skrupułów, liczyło się jedynie zdanie kolegów. By im zaimponować demolowałem przystanki, przeklinałem, zaczepiałem przechodniów… Niektórym z nich się nawet oberwało. Wydawało mi się że mam cały świat u swoich stóp, byłem panem, bo zawsze miałem pieniądze z różnego rodzaju kradzieży. Seks, narkotyki, alkohol, wandalizm – to były moje zajęcia. Skończyło się to gdy w wieku 19 lat po raz pierwszy trafiłem do zakładu karnego. Przebywałem tam 8 miesięcy. Pół roku na wolności wystarczyło bym ponownie trafił do więzienia. Tym razem odsiedziałem 5 lat. Wtedy planowałem, że już nigdy nie wrócę za kratki, jednak alkohol mi w tym przeszkodził. Tylko miesiąc przebywałem za murami więzienia, po czym znowu tam wróciłem. Byłem zły na siebie i na cały świat. Mówiłem sobie, że przecież nie tak miało być, miałem plany na przyszłość, chciałem żyć normalnie na wolności… Niestety moje plany przegrały z nałogami. Zacząłem zastanawiać się nad swoim postępowaniem. Nagle zaczęło mnie dręczyć sumienie, za to co zrobiłem. Zobaczyłem jak wiele zła wyrządziłem innym ludziom, szczególnie mojej rodzinie. Mimo tego, że bardzo ich zraniłem oni nigdy się mnie nie wyrzekli. Mama zawsze troszczyła się o mnie. Mój tata, gdy umierał, pragnął się ze mną widzieć, lecz ja nie mogłem być przy nim w tych ostatnich chwilach jego życia, gdyż byłem w więzieniu. Zrozumiałem, że moje nałogi i życie jakie prowadziłem stało się dla mnie ważniejsze niż rodzina. Oddaliłem się od nich, by zaspokoić swoje potrzeby, nie wniosłem nic dobrego do ich życia, zhańbiłem jedynie swoje nazwisko… Ludzie mówią, że to wina rodziców, bo to oni wychowali syna na bandytę, ale tak naprawdę rodzice nie mieli na mnie wpływu. Kiedy tak o tym myślałem, opanowało mnie przygnębienie. Nie mogłem powstrzymać łez gdy zacząłem się modlić inaczej niż zwykle: z wiarą, że Bóg jest i mnie słyszy. Pamiętam, że powiedziałem: Panie Jezu nie dopuść, abym zwątpił w Ciebie choć przez sekundę mojego życia. Tej nocy Bóg mnie wysłuchał i dał mi więcej niż prosiłem. On dał mi nowe życie: „Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe.”

Po kilku miesiącach trafiłem do innego zakładu karnego, gdzie poznałem chrześcijan, którzy powiedzieli mi o nowym życiu w Chrystusie. Bez wahania i z wiarą przyjąłem Go do swojego serca. Teraz cieszę się wolnością, którą dał mi Bóg i Jego miłością, bez której nie chcę już żyć, a dzięki której kocham z całego serca Boga, a także ludzi, których wcześniej nienawidziłem. Jezus Chrystus dał mi wolność od nałogów. Wcześniej próbowałem sam rzucić palenie, ale dopiero gdy Bóg wkroczył w moje życie zabrał mi ten nałóg. Nie chcę mieć nic wspólnego ze złem, złością, nienawiścią, zazdrością – odrzuciłem to wszystko ze względu na Jezusa Chrystusa, któremu z całego serca dziękuję za to, co uczynił dla mnie na Golgocie. To On wziął na siebie moje winy i poniósł na krzyż, tam też umarł, żebym ja mógł żyć. Jego święta krew została przelana by moje winy były odpuszczone, a w Jego ranach jest moje uzdrowienie. Dziękuję Bogu za dar życia i za Jego święte Słowo, które mnie zapewnia o życiu wiecznym.

Nie jest łatwo żyć w więzieniu, ale ci ludzie, którzy tu są, potrzebują pojednania z Bogiem, dlatego też czuję się zobowiązany dzielić się z nimi tym, co Bóg ma dla nich. Cieszę się z tego, że mogę być tam, gdzie chce Bóg, nie chcę już życia bez Niego. On jest moim najcenniejszym skarbem, On króluje w moim sercu. Czasem, gdy za mało czasu spędzam sam na sam z Bogiem jest mi ciężko, ale cieszę się z sobotnich spotkań, na których mogę z innymi wierzącymi uwielbiać Boga. Bardzo ważnym dla mnie przeżyciem był mój chrzest wiary w zborze w Woli Piotrowej. Byłem tam dwa razy i uczestniczyłem w nabożeństwie. Za każdym razem mogę odczuwać pokój i radość podczas uwielbiania Boga.

Jestem w więzieniu, ale mimo to jestem wolny!

Piotr

Świadectwo skazanego, który został ochrzczony 1 marca 2009 roku w Woli Piotrowej

Dziękuję Bogu, że mogę być w tym miejscu, że mogę widzieć wasze twarze, że mogę widzieć ten uśmiech, to że Jezus Chrystusa jest obecny tutaj.

Mam na imię Darek, mam 42 lata, jestem w zakładzie karnym, spędziłem tam ponad 15 lat, i moje życie było naprawdę podłe, wyznaję to z ciężkim sercem, Ale dzięki Bogu jestem nowonarodzony już. Od czterech lat poznałem inne życie, nowe życie i chwała Mu za to, co zrobił w moim życiu. Chciałbym przeczytać 51 Psalm, wiem, że co Chrystus dla mnie to jest w tym Psalmie. i na pewno nie jednemu z was, rozpocznę od 3 wersetu:

Psalm 51:3-8:

„  Zmiłuj się nade mną, Boże, według łaski swojej, Według wielkiej litości swojej zgładź występki moje!

Obmyj mnie zupełnie z winy mojej I oczyść mnie z grzechu mego!

Ja bowiem znam występki swoje I grzech mój zawsze jest przede mną.

Przeciwko tobie samemu zgrzeszyłem I uczyniłem to, co złe w oczach twoich, Abyś okazał się sprawiedliwy w wyroku swoim, Czysty w sądzie swoim.

Oto urodziłem się w przewinieniu I w grzechu poczęła mnie matka moja. 8  Oto miłujesz prawdę chowaną na dnie duszy I objawiasz mi mądrość ukrytą.”

Jeszcze jedno,

Psalm 51:18,19

„Albowiem ofiar nie żądasz, A całopalenia, choćbym ci je dał, nie zechcesz przyjąć.

Ofiarą Bogu miłą jest duch skruszony, Sercem skruszonym i zgnębionym nie wzgardzisz, Boże,”

Takie jest moje serce, takie te wszystkie moje złe uczynki, serce skuszone, wszystkie moje złe postępki, wszystkie oddaję je Bogu. Dziękuję Mu, że ma taką miłość, tak jak pastor wspomniał, ci ludzie, którzy są w zakładach karnych na zasadzie ich buntu i ja do takich osób należę, że też byłem pełen buntu, bo było tyle złości we mnie wobec opiekunów, wychowawców. Naprawdę podchodziłem do nich z wielka pogardą i nie okazywanie szacunku. Nie znałem znaczenie słowa co to jest szacunek, ale Jezus Chrystus odmienił to, tylko On mógł to zmienić i dziękuję Mu za to i jestem pełen szacunku dla władz nie tylko więziennych, ale też dla policji, też im ubliżałem i w tedy niestety nie byłem pokorny, ale Jezus Chrystus obdarzył mnie pokojem Jak pastor mówił, nie dzieje się to od razu, nie jest to cudowne uzdrowienie, które od razu nie następuje. Kiedy oddałem życie Jezusowi, była to cudowna moc, czułem to zbawienie, gdy Jezus Chrystus napełnił mnie Swoim pokojem i radością, ale im dalej przez życie były też trudne momenty, musiałem pokazać się cierpliwy, bo wszystko się okazało przeciw mnie i dziękuję Jezusowi, że dał mi tę odwagę, i siłę aby się nie poddał, aby te rzeczy przez które przechodziłem z pokorą, że tego wszystkiego mnie nauczył. Naprawdę jestem szczęśliwym, że mogę tu być w miejscu, że mogę opowiadać o Tobie i myślę, że nie pierwszy się spotkamy. Bóg tak chciał, ja moim pragnieniem było już dawno was odwiedzić i podzielić się moim świadectwem, Bóg jednak przygotowywał mnie na to . W pewnym czasie myślałem, że jestem gotowy, gotowy na wyjście na dobre życie. Kiedyś Janek Czyż tak pięknie ujął, że jesteśmy jak drzewa czym starsze drzewo tym bardziej jest zakorzenione. Tak samo niekiedy myślę jak ja miłuję Boga jak mam ukorzenioną wiarę w Boga i wiem że Bóg to uczynił. Niezależnie tego obrazu chciałbym być mocny w wierze, ta wiara moja żeby była stała, żebym mógł nieść słowo Boże i pozwolę sobie jeszcze przeczytać z 51 Psalmu 14 werset: „Przywróć mi radość z wybawienia twego I wesprzyj mnie duchem ochoczym!, przestępców będę nauczał dróg twoich, I grzesznicy nawrócą się do ciebie.” Jezus Chrystus przywrócił mi radość, moje kości są skruszone i są teraz pełne radości. Mam pragnienie aby właśnie moje życie tak zawsze było. Dziękuję. Chwała naszemu Panu!

Darek